Dzień 24, Villach – Tarvisio

(A.)

Dziwne uczucie, móc powiedzieć sobie, że przyszło się do Włoch. We dwie. Pamiętam, że jeszcze przed przekroczeniem granicy, siadłyśmy gdzieś w lesie i doszłyśmy do jednego wniosku – że Bóg jest NIEPOJĘTY, że tylko dzięki Niemu jest to wszystko możliwe. Dał nam tego dnia baaaardzo dużo radości i leciałyśmy, jak na skrzydłach do tabliczki, żeby jak najszybciej przekroczyć granicę.

IMG_0574

Na stacji, jeszcze w Austrii, zauważyłyśmy samochód z polską flagą. Chwilę pogadałyśmy z jednym mężczyzną, który zadawał mnóstwo pytań odnośnie naszej pielgrzymki. Stwierdził, że są z nas „gościówy” i się przedstawił –„Tadeusz… ksiądz”. Obiecał modlitwę. Takie kolejne małe błogosławieństwo parę kilometrów przed nowym etapem. Tak bardzo potrzebne!

IMG_0577

Ledwo przekroczyłyśmy granicę, a od razu zaczęły dziać się nowe cuda. Właściwie, jak czytam teraz swoje notatki, to w każdym dniu się działy. Ale do rzeczy – minęłyśmy chłopaka, który szedł w stronę Austrii. Wrócił do nas i zapytał, skąd jesteśmy. Odpowiedziałyśmy, że z Polski. Powiedział, że właśnie wyglądałyśmy na Polki i że też jest Polakiem. Pytał, czy przyjechałyśmy stopem tak jak on. Wyjaśniłyśmy, że nie i nieoczekiwanie nawiązała się dyskusja o Bogu. On miał swoją wizję, dosyć odmienną od naszej. I niby nie wierzył w takiego Boga jak my, ale dopytywał o wiele rzeczy i powiedział nawet, że „z Jezusa jest niezły ziomek”. Po około godzinie, każdy poszedł w swoją stronę, nie znając nawet swoich imion. Co ciekawe, siedzieliśmy tuż przy tabliczce, ale już po stronie włoskiej. Zrozumiałyśmy wtedy, że i tam Pan Bóg ma dla nas niesamowite rzeczy, i że zrobiłyśmy tylko jeden mały kroczek, a On już nam to pokazał. I szłyśmy dalej, w świetnych nastrojach, zastanawiając się, czy da się znaleźć nocleg przy znajomości kilku zdań, wyuczonych na pamięć.

Dało się. Tak wyglądał. Cały dla nas!

IMG_0581

A tu schody prowadzące na poddasze:

IMG_0586

Paulinka miała łatwiej. Mnie Pan Bóg nie obdarzył tak długimi nogami i naprawdę musiałam uważać przy schodzeniu, żeby się nie zabić.

Wyposażenie:

IMG_0579

Ksiądz nie miał wolnego miejsca, bo przy plebani odbywał się koncert i już miał komplet nocujących. Więc zaproponował stodołę. Po jakichś dwóch minutach od momentu zapukania do księdza, stałyśmy w tym właśnie miejscu, płacząc ze śmiechu. Ale doceniłyśmy dach, bo przez pół nocy padało. I uznałyśmy to za sukces, że ksiądz nas zrozumiał.

Włosi nie zrobili na nas dużego wrażenia; ludzie w Austrii wysoko postawili poprzeczkę:) Ale za to można było już zobaczyć siostry zakonne, plebanię z księdzem i kościół pełen ludzi! Już pierwszego dnia udało nam się trafić na Mszę. Szczerzę mówiąc, na to liczyłyśmy, bo bardzo nam się tęskniło za Komunią.

W nocy był koncert. Bardzo głośny, budziłyśmy się cały czas. Ale miałyśmy wtedy tak radosne serducha, że potrafiłyśmy zachwycać się pięknem muzyki! Obydwie jednak miałyśmy nadzieję, że w kolejnym dniu Bóg ma dla nas coś lepszego. I miał – coś niesamowicie dobrego!

Komentarz